Po książkę „Po dobrej stronie” sięgnęłam skuszona opinią mojego ulubionego autora – Stephena Kinga. Czy jednak warto ufać blurbom z okładki?
Król horrorów opisuje powieść Spencer Quinn jako „emocjonalną”. Okej, bez owijania w bawełnę – powieść jest emocjonalna, a to za sprawą głównej bohaterki. LeAnn wraca z Afganistanu jako okaleczony żołnierz, wraca jako zrozpaczona kobieta. Trudno jej się dziwić, obrażenia jakich doznała podczas misji nie pozwalają, aby życie toczyło się jak dawniej. Zmasakrowana twarz jest dla kobiety niesamowitą traumą, do tego dochodzi problem z pamięcią i gwóźdź do trumny, którym jest śmierć nowej, choć bardzo bliskiej przyjaciółki. LeAnn jest straszną jędzą, będzie Was wkurzać, niełatwo będzie Wam jej współczuć. Do czasu.. Chociaż emocje, które będą Wam towarzyszyć podczas czytania tej książki będą bardzo urozmaicone, ostatecznie każdy przyzna „ta Hogan to twarda babka”.
Autor próbuje trafić w słaby punkt wielu ludzi i wydaje mi się, że to osiąga. Wciąga w fabułę psa, który potrzebuje miłości, nie mniej niż główna bohaterka. Choć początki tej znajomości są trudne, ostatecznie się okazuje, że związek ten jest potrzebny zarówno suczce Goody, ale jeszcze bardziej LeAnn.
Temat opowiadania nie wydaje się być bliski kobietom. Tak szczerze – jak często czytelniczkom zdarza się czytać cokolwiek na temat wojska? W przypadku przygód okaleczonej żołnierki nie mam wątpliwości co do tego, że to lektura jak najbardziej skierowana do kobiet, chociaż nie tylko. Historia jest wzruszająca, ale też pełna napięcia i zagadek. „Po dobrej stronie” to nie tylko historia o miłości między człowiekiem, a zwierzęciem, ale również dobry kryminał. Szczegółów oczywiście zdradzać nie będę, ale muszę przyznać – połączenie kryminału i wzruszającej historii to był świetny pomysł. Brawo Spencer!
Spodobał Ci się wpis pt.:
Książka: Spencer Quinn – „Po dobrej stronie” [recenzja]?
Za każdym razem kiedy zapominasz dać lajka pod wpisem, gdzieś na świecie ginie mały kotek :)