Jestem raczej antyromantycznym facetem i piosenki o miłości i tego typu zjawiskach raczej powodują we mnie efekt defensywny. Teksty piosenek zawarte w albumie pt. „Szczaw” podobno też zawierają treści romantyczne. Na szczęście muzyka grana na instrumentach jest tak wciągająca, że nie dosłyszałem się w niej znaczenia słów. Może to taka podświadoma reakcja umysłu? Czy może muzyka przyćmiła w tym albumie wartość merytoryczną? Myślę, że i jedno i drugie stwierdzenie jest właściwe.
Muzyka na tej płycie brzmi powoli i spokojnie. Najczęściej na pierwszym planie gra gitara akustyczna. Pozostałe instrumenty są jedynie uzupełnieniem, z bardzo rzadkimi wyjątkami z perkusją. Lili Liliana (a właściwie Ada Krawczuk), jak sama o sobie mówi, jest muzycznym samoukiem. Na jej styl grania nie miała wpływu żadna szkoła muzyczna. Muszę przyznać, że jej samodzielna nauka grania na instrumentach oraz śpiewu jest oznaką determinacji i ogromnej pasji. Tę pasję wyraźnie słychać.
Jeśli mowa o pasji, to nie tylko pasja muzyczna jest zawarta w tym albumie. Każda okładka tego albumu została ręcznie namalowana, co świadczy o unikatowości jego egzemplarzy. Płyty zostały ponumerowane (moja miała numer 15, co świadczy o niewysokim nakładzie), a pudełko zawiązane sznurkiem. Pomysłowy design. Podoba mi się.
Powolna, delikatna, czasami nawet rozczulająca muzyka powoduje raz smutek, raz motyle w brzuchu. Mimo odpowiednio dobranego stylu grania (nie ma tu niepasujących ze sobą utworów), teksty nie są ograniczone do jednej tematyki. Szkoda tylko, że tak słabo są one zauważalne.

Muzyka: Lili Liliana – „Szczaw” [recenzja]?
Za każdym razem kiedy zapominasz dać lajka pod wpisem, gdzieś na świecie ginie mały kotek :)