Minął równy rok od kiedy otrzymałem tę płytę do recenzji. Słucham ją bardzo często, lecz za każdym razem, gdy zabierałem się na napisanie jej recenzji, zamyślałem się zapominając co chciałem napisać. Zawieszenie się w czasie zdarza mi się rzadko i raczej przy innych gatunkach muzyki, dlatego tym bardziej zastanawiałem się, co jest tak unikatowego w albumie UpBeat, co powoduje, że nie wiem jakich słów użyć.
Po czym poznać dobrą muzykę? Po tym, że nie można jej opisać słowami. Taki jest właśnie album UpBeat autorstwa Holly Blue. Mogę jedynie próbować przybliżyć klimat brzmienia, ale i tak to nie odda pełni przyjemności, którą trzeba samemu usłyszeć.
Zespół nie jest debiutantem na rynku muzycznym. Parę lat temu wypuścił album “First Flight”, którego brzmienie było przepięknie swobodne. Zarówno w delikatnej, ambitnej muzyce popowo-soulowej z niebiańskim, delikatnym wokalem, jak i całej oprawie okołomuzycznej.
Drugi album, o którym dziś mowa, nie czerpie zbyt wiele pomysłu z poprzedniego. Jest inny, odrobinę mniej subtelny. Mniej do sypialni, a bardziej do małego klubu. Lekki beat ze współgrającą w tle melodią i wciąż tym samym, przepięknym, miękkim damskim wokalem.
Na szczególne wyróżnienie zasługuje cover “Primitive” inspirowany oryginalną wersją Roisin Murphy. Kto słuchał oryginału, ten wie, że stworzyć cover tego utworu jest nie lada sztuką. Zespołowi Holly Blue się udało. Wystarczy posłuchać:
Żeby było jeszcze ciekawiej, powstał remix do coveru, który jest osobnym utworem nie wchodzącym w skład albumu.
Krążą pogłoski, że Holly Blue pracuje już nad trzecim albumem. Trzymam kciuki, aby ukazał się jak najszybciej, tylko czy znowu na recenzję będzie trzeba czekać rok od momentu pierwszego przesłuchania?
Posłuchaj UpBeat na Sppotify:

Muzyka: Holly Blue – UpBeat [recenzja]?
Za każdym razem kiedy zapominasz dać lajka pod wpisem, gdzieś na świecie ginie mały kotek :)