Muzyka: Sawblade – Reminiscence [recenzja]

foto_sawblade-reminiscence-okladka

Muzyka ma być albo lubiana, albo nienawidzona. Jeśli nie budzi emocji to nie istnieje, mimo że gdzieś jest i czasem, a właściwie przeważnie taką grają w radio. Tej w radio nie usłyszycie raczej na pewno z tego powodu właśnie. Budzi skrajne emocje nawet u mnie, który lubi taką jazdę. Z jednej strony powala mnie to co jest sensem istnienia metalu, czyli bunt i agresja. Z drugiej jednak strony męczy mnie że od początku do końca jest tak samo. Cały czas dwie stopy i kucyki trashowe na przemian z death metalową młucką. No ale ok. Chłopaki są spójni w tym co robią. Ma to sens, jakąś świadomość działania i znamiona prawdziwego planu. Dodatkowo warsztat który może być powodem nienawistnych spojrzeń muzyków z pierwszej linii nie tylko w tym kraju.

Jako gitarzyście rzuciły się od razu partie solowe gitar Marcina Zawadzkiego, szybkie, a jednak melodyjne. Swoją drogą że też skubany nie połamie sobie paluchów. Zwrócić należy też uwagę na produkcję materiału. Może nie jest to NY czy LA, ale jest to profeska na 100%.
Klarownie, przestrzennie i z ciężarem. A tego często brakuje w materiałach jakie wpadają mi w ręce.

Nie jest to odkrywcze granie i nowych kierunków chłopaki nie wytyczają, ale chyba nawet im nie było to w głowie. I dobrze. Jest lekko monotonnie jak już wspomniałem, ale nie zmienia to faktu że to dobra robota, która mnie osobiście kojarzy się z Bullet for my Valentine.

Jeśli chodzi o emocje które budzi we mnie ten materiał, to miłość to nie jest, ale zdążyłem się już zakumplować na tyle by przybić piątkę  i iść na piwo. Solidne 7/10

 


Mały kotekSpodobał Ci się wpis pt.:
Muzyka: Sawblade – Reminiscence [recenzja]?
Za każdym razem kiedy zapominasz dać lajka pod wpisem, gdzieś na świecie ginie mały kotek :)

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

262 views