Muzyka: Percival Schuttenbach – Svantevit [recenzja]

percival-schuttenbach-svantevit-cover-okladkaPisząc o muzyce wcale nie jest tak fajnie. Ktoś kiedyś powiedział, że mówienie o muzyce to jak tańczenie o kolorach. Miał rację. Drugi problem to taki, że nie zawsze to co dostaję jest fajne. Czasem jest to moje subiektywne odczucie, a czasem tak po prostu jest. Albo kopie, co jest teraz akurat na fali, albo jest nieciekawe z założenia. Tym bardziej jest mi przyjemnie skrobnąć coś o tej płycie.

Pierwszy kontakt z Percival Schuttenbach miałem w zeszłym roku w CK Wiatrak w Zabrzu. Grali obok takich bandów jak Hamer (wtedy jeszcze Hammer)  i Quo Vadis. Zaskoczyło mnie to co zobaczyłem. Zupełnie inne podejście do muzyki i jej przedstawiania na żywo. Drugi raz Bolków a trzeci ostatnio Katowice – Pub Korba, gdzie zobaczyłem inne oblicze. Czysto słowiańskie, bez gitar i metalowej stylistyki.

Jednak album Svantevit, o którym piszę jest sygnowany szyldem Percival Schuttenbach, czyli wersją metalową. Szczerze jestem zaskoczony tym jak ta płyta mnie wciągnęła mimo tego, że słyszałem ten materiał na żywo. Myślałem że przegra z tym jak odebrałem na żywo i początkowo tak trochę podchodziłem do niej  jak pies do jeża. Ale potem coraz bardziej i bardziej zaczęła mnie wciągać.

Niby nie moja stylistyka do końca, jednak coś czego nie ma na rynku muzycznym w tym kraju powoduje, że jest to intrygujące. Generalnie postawiono tu na klimat i przekaz, a ewentualne techniczne zagrywki są dlatego bo są potrzebne, a nie po to by zademonstrować warsztat. Co do kompozycji to moim faworytami są utwór nr 4 ” Wodnik” i nr 6 „Upiory”, jednak nie oznacza to że odstają jakoś od reszty.

httpv://www.youtube.com/watch?v=wPVAU0-XJbU

Album Svantevit jest bardzo równy. Na bardzo wysokim poziomie. Widać, a właściwie słychać, że od początku do końca jest to album przemyślany, że byli świadomi tego co i jak chcą zrobić. Kiedyś napisałem, że z zasady nie lubię damskich wokali. I raczej zostanę przy tym, jednak są od tej reguły wyjątki i to jest jeden, a właściwie trzy z nich.

Na koniec by nie było za słodko dam jeden minus. Nie byłbym sobą oczywiście gdybym nie szukał dziury w całym, no bo przecież nie ma ideałów. No i znalazłem. Jako, że kapela zajęła miejsce w The Corrs na najładniejszy zespól świata – męska część publiki i spora część żeńskiej się zgodzi z tym faktem – to średnim pomysłem były foty w książeczce.


Mały kotekSpodobał Ci się wpis pt.:
Muzyka: Percival Schuttenbach – Svantevit [recenzja]?
Za każdym razem kiedy zapominasz dać lajka pod wpisem, gdzieś na świecie ginie mały kotek :)

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

285 views