Recenzja: Neuronia – „Insanity relapse”

Na początek chciałbym powiedzieć że nie lubię pisać o muzyce 3 minuty od włożenia CD do kompaktu – Dla dzieci takie małe wyjaśnienie to takie urządzenie  do którego wkłada się taką okrągłą rzecz, i wtedy gra muzyka – a to dlatego by być obiektywnym w swej wypowiedzi, ponieważ czasem jest tak że odpalasz CD i załamka, a potem coraz bardziej cię muza wkręca i zanim sie obejrzysz znasz ją na pamieć i nie chcesz przestać. Ale jest też czasami tak że pierwsze przesłuchanie i huraoptymizm, po czym po dziesiątym przesłuchaniu  zastanawiasz się

” Cholera!!! Ale co mnie w tym urzekło???”

Dlatego piszę dopiero dziś…..

OK!!! Do rzeczy!!!

Do łapy dostałem epkę z czterema numerami. Po okładce już wiedziałem że nie będzie miło i grzecznie (:-D), czyli po mojemu, słodki hałas

1) „Alone in the dark” – Numer szybki jak mały odrzutowiec. Jazda bez trzymanki osadzona w korzeniach klasycznego metalowego grania. szybki riff i bębny które jeszcze bardziej to wszystko nakrecają. MASAKRA!!

2) „3:33”: – Taki walec puszczony samopas z dużej górki…. Cieżki riff z   technicznymi garami.  Bardzo fajnie wykombinowany wokal, który zamiast powalającą linią urzeka zabawą barwą – momentami mozna doszukać się Mikea Pattona

3) „Kick the fuckers out” – King i Araya by nie pogardzili takim numerem… I te solo…. No po prostu miodzio!!! Bez czyszczenia gryfu czysta melodia

4) „Moon over providence” – Mój faworyt!! Konkretny, mięsisty riff, proste bębny, melodyjny ludzki wokal. Jest po prostu idealny. Żadnego ściemniania, popisów. Konkret! Czyli to o co chodzi w muzyce.

Reasumujac.

Kawał niezłej muzy chłopaki odwalili. W jednym bezkompromisowym klimacie, choć można doszukać się wielu wpływów od SLAYERa przez Paradise lost, Faith No  More po starą dobrą Metallice. Chłopaki na gitarach na szczęście nie są herosami swych instrumentów, dlatego nie ma tu dzikich i męczących solówek a`la Vai. Nie znaczy to jednak że są słabi. Robią to co należy, czyli tworzą całość, konkret riff to konkret riff, solo to solo a nie popis jaki to ja zaj… jestem. Wokal tworzy proste i fajne linie które są spójne z całością. No i te gary…. Klasa. A teraz panowie to ja czekam na regularny album!!!! I do zobaczyska na koncertach


Mały kotekSpodobał Ci się wpis pt.:
Recenzja: Neuronia – „Insanity relapse”?
Za każdym razem kiedy zapominasz dać lajka pod wpisem, gdzieś na świecie ginie mały kotek :)

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

248 views